Tak mi te ciastka zasmakowały, że nie byłam już w stanie
dzielić się nimi sprawiedliwie z mężem. I tak ja zjadałam 6 ciastek, a 3
zostawiałam mężowi. Raz kupiłam dwa opakowania, zjadłam większość ciastek z
jednego i trzy tradycyjnie zostawiłam mężowi. On zaś zjadł swój „przydział”, po
czym otworzył kolejne opakowanie i zostawił mi z niego 3 ciastka ;)
Mamy do wyboru dwa rodzaje tych przepysznych kruchych
ciasteczek: klasyczne i czekoladowe. Jako największa fanka czekolady na świecie
oczywiście rzuciłam się najpierw na czekoladowe. Przy każdym kęsie wydawałam z
siebie odgłosy typu: „mmmmmm”, albo okrzyki: „jakie dobre!”. Wydawało mi się,
że tylko czekoladowe będę kupować i zjadać z takim smakiem, jednak pewnego dnia
skusiłam się na te drugie, zwykłe- jak je oceniałam. Okazało się, że były tak
samo pyszne, jak te pierwsze i niemal tak samo czekoladowe, a to ze względu na
dużą ilość kawałków czekolady. I mimo, że jest to gorzka czekolada, to
ciasteczka są słodkie i rozpływają się w ustach.
Często jest tak, że opakowanie produktu żywnościowego
zawiera przesłodzony obraz tego, co znajduje się w środku. A więc zupka w
paczce ma pełno dorodnych dodatków namalowanych na opakowaniu, a gdy otwieramy
ją, w środku znajdujemy proszek i kilka drobinek suszonych, „dorodnych”, bliżej
nie określonych składników. A gdy już ją zaparzymy, okazuje się, że to były
trzy grzybki, bo kupiliśmy zupę grzybową, choć jej smak mówi nam zupełnie co
innego, tylko nie jesteśmy w stanie sprecyzować- co. Wedel nas jednak nie
oszukuje. Tak jak na zdjęciu widzimy mnóstwo kawałków czekolady wtopionych w
ciasteczko, tak po otwarciu opakowania przekonujemy się, że tym razem
potraktowano nas uczciwie i rzetelnie. Jednak po pierwszym zachwycie możemy
poddać się lekkiej fali zwątpienia. Bo przecież na wierzchu na pewno jest pełno
czekolady, ale w środku na sto procent będzie zupełnie inaczej, niż zachęca
producent swoją grafiką, przedstawiającą nadgryzione ciastko, gdzie widać
nasycenie kawałkami czekolady. Jednak po pierwszym kęsie zapadamy się wygodnie
w fotel, przymykamy oczy i mruczymy jak zadowolony kot, bo oto w środku
znajdujemy tyle czekolady, ile dusza zapragnie (oraz ile obiecał nam
producent). Ciastka nie są drogie jak na ich jakość. A przynajmniej nie były
drogie w Polo markecie :)
Stylizowane na słynne amerykańskie ciastka z czekoladą-
naprawdę dają radę. Kiedyś koleżanka przywiozła mi podobne w wykonaniu
ciasteczka z Belgii, która słynie ze swoich wyrobów czekoladowych i muszę przyznać,
że nasze polskie nie tylko nie pozostają w tyle, ale im dorównują. Pozostaje
tylko mieć nadzieję, że producent nie zechce zmienić ich składu, lub podnieść
ceny. Bo nawet biedniejsi zasługują na porządne ciastka z prawdziwej czekolady,
tak, by nie musieli ciągle częstować gości „delicjami” z Tesco, po których „czekolada”
przykleja się do ust, a galaretka jest tak słodka, jakby była zrobiona z samego
cukru. Zatem moi drodzy lećcie do sklepu po nowość Wedla i … Bon apetit!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz