środa, 18 września 2013

"Delicje" Wedla

    Ostatnio skusiłam się na zakup nowych ciastek Wedla, takich a'la Delicji. Były tańsze niż Delicje Szampańskie no i zawsze to jakaś nowość do przetestownaia. Poza tym Delicje Szampańskie kiedyś należały do firmy Wedel, która sprzedała je w końcu firmie LU. Tak więc mogłam mieć pewność, że znajdę tu ciastka dobrej jakości.
   Bardzo lubię Delicje Szampańskie, niestety cena często mnie odstrasza. Za kilka biszkoptów z galaretką i czekoladą nie lubię przepłacać, więc często decyduję się na jakąś zastępczą markę. Przypłacam to marna jakością, ale czasem, ze względów finansowych, muszę sie godzić na takie kompromisy. I mimo, że czekoladę zastępuje w takich tanich ciastkach masa czekoladopodobna, która zostaje na zębach, galaretka jest przesłodzona, a biszkopty za miękkie albo za twarde, to jednak każda doza cukru sprawia mi radość.

   Kiedy w sklepie zobaczyłam biszkopty z galaretką firmy Wedel, wiedziałam, że mogę liczyć na tę markę. Zapłaciłam 2,49 zł za paczkę, ale jak sądzę, była to cena promocyjna. Zdaje mi się, że obecnie cena wynosi 2,99 zł.
   I cóż mogę powiedzieć? Tylko tyle, że ich smak niewiele się różni od Delicji Szampańskich, choć pewnie są robione na bazie innej receptury, od kiedy Delicje Szampańskie zostały sprzedane innej firmie. Ale nawet jeśli moje domysły są słuszne, to ciastka Wedla nic nie tracą na jakości.
  Kupiłam sobie biszkopty malinowe i wiśniowe. Zjadłam je ze smakiem i uznałam, że muszę je polecić. Biszkopt jest delikatny, galaretka odpowiednio słodka i ścięta, a czekolada idealnie krucha i łamie sie pod naciskiem zębów z charakterystycznym trzaskiem, takim, jaki słyszeliśmy w reklamie Magnum. Na opakowaniu czytamy, że ciastka mają oryginalną wedlowską czekoladę, pewnie dlatego jest ona taka dobra. Myślę, że jeszcze nie raz skuszę się na te ciastka, bo na pewno są smaczniejsze niż "delicje" z biedronki :)





wtorek, 23 lipca 2013

Rurki z nadzieniem Tasso

 Czy to możliwe, aby w Biedronce można było kupić coś tak dobrego, że wygrywa to z innymi tego typu słodyczami? Sama się zdziwiłam, że mogę z całego serca potwierdzić tę prawdę. Nic nie pobije rurek waflowych z nadzieniem czekoladowym o nazwie Tasso. Produkuje je firma ZPC Flis spółka jawna. Ogólnie nie ufam za bardzo jakości produktów, które można kupić w sieci Biedronka, jednak jeśli chodzi o słodycze, mają tam całkiem dobry asortyment. Jednak rurki Tasso to coś niesamowitego i nie do podrobienia. Próbowałam już różnych rurek z nadzieniem, tych z Intermarche i tych z Polo. Ale tylko w jednych się zakochałam. Właśnie w tych, które widzicie poniżej na zdjęciu.


 Są bardzo kruche i delikatne w smaku,  nadzienie zaś jest tak czekoladowe, że aż chce się je wyssać ze środka. Nadzienie pod wpływem ciepła robi się jeszcze delikatniejsze, więc można je spożywać nawet najgorętszym latem. Ja uwielbiam zabierać je ze sobą na wycieczki rowerowe i pikniki. A kiedy otwieram opakowanie, nie potrafię zatrzymać się na kilku rurkach i jak wygłodniały wilk pożeram od razu zawartość całego opakowania.



Nie polecam ich nikomu o słabych nerwach i tym, którzy leczą się aktualnie z uzależnienia od słodyczy. Jedna rurka bowiem wystarczy, aby ponownie osiąść na mieliźnie uzależnienia. Jednak dla tych, którzy nie obawiają się żadnego niebezpieczeństwa, ten wyrób będzie idealny. Kuszący smakiem i wyglądem, dopasowuje się do każdej imprezy. Na deser z ukochanym także się nadaje, a na samotne wieczory z książką najlepsze będą pyszne czekoladowe rurki waflowe :)



czwartek, 4 lipca 2013

Amerykanki firmy Wedel

       Dziś przedstawię Wam ciastka, w których się zakochałam od pierwszego wejrzenia. Są to „amerykanki” firmy Wedel. Mogą się kojarzyć wyglądem z „pieguskami”, ale to znacznie inny wymiar, wyższy. Ciasteczka Wedla są tak kruche, że same rozpływają się w ustach i łamią już podczas gryzienia. Są naszpikowane kawałkami gorzkiej czekolady, oczywiście firmy Wedel. Jest ich tak dużo, że aż odpadają od ciastka i zawsze zostanie kilka kawałków czekolady w opakowaniu, gdy wybierzemy już wszystkie ciasteczka. A gwarantuję, że jak tylko otworzycie opakowanie, nie będziecie w stanie odłożyć ciastek „na później” i schrupiecie je co do jednego. „Amerykanki”  omal nie zagroziły mojej silnej woli odchudzania się i rzucenia słodyczowego interesu w diabły. Kupiłam jedno opakowanie na próbę, bo zawsze interesują mnie nowe smaki, dodatkowo skusiła mnie promocyjna cena: 3,33 zł w Polo markecie (jak się okazuje, chyba nie do końca była to promocja, gdyż jak podaje serwis http://news.pl, cena tych ciastek wynosi ok. 2,75 zł!). Jednak tym sposobem dałam się złapać w sieć uzależnienia, ponieważ musiałam potem codziennie wracać do sklepu po następne opakowania. Jadłam je rano, po pracy i wieczorem, na dobry sen. Potem ich cena zmalała do 2,45 zł za opakowanie (125 g), a to już całkowicie podbiło moje serce. Wreszcie ciastka zniknęły z Polo i moja dusza była uratowana. Ale wiem, że jak tylko znów się pojawią, moja wymarzona figura będzie znowu zagrożona.




       Tak mi te ciastka zasmakowały, że nie byłam już w stanie dzielić się nimi sprawiedliwie z mężem. I tak ja zjadałam 6 ciastek, a 3 zostawiałam mężowi. Raz kupiłam dwa opakowania, zjadłam większość ciastek z jednego i trzy tradycyjnie zostawiłam mężowi. On zaś zjadł swój „przydział”, po czym otworzył kolejne opakowanie i zostawił mi z niego 3 ciastka ;)



         Mamy do wyboru dwa rodzaje tych przepysznych kruchych ciasteczek: klasyczne i czekoladowe. Jako największa fanka czekolady na świecie oczywiście rzuciłam się najpierw na czekoladowe. Przy każdym kęsie wydawałam z siebie odgłosy typu: „mmmmmm”, albo okrzyki: „jakie dobre!”. Wydawało mi się, że tylko czekoladowe będę kupować i zjadać z takim smakiem, jednak pewnego dnia skusiłam się na te drugie, zwykłe- jak je oceniałam. Okazało się, że były tak samo pyszne, jak te pierwsze i niemal tak samo czekoladowe, a to ze względu na dużą ilość kawałków czekolady. I mimo, że jest to gorzka czekolada, to ciasteczka są słodkie i rozpływają się w ustach.



         Często jest tak, że opakowanie produktu żywnościowego zawiera przesłodzony obraz tego, co znajduje się w środku. A więc zupka w paczce ma pełno dorodnych dodatków namalowanych na opakowaniu, a gdy otwieramy ją, w środku znajdujemy proszek i kilka drobinek suszonych, „dorodnych”, bliżej nie określonych składników. A gdy już ją zaparzymy, okazuje się, że to były trzy grzybki, bo kupiliśmy zupę grzybową, choć jej smak mówi nam zupełnie co innego, tylko nie jesteśmy w stanie sprecyzować- co. Wedel nas jednak nie oszukuje. Tak jak na zdjęciu widzimy mnóstwo kawałków czekolady wtopionych w ciasteczko, tak po otwarciu opakowania przekonujemy się, że tym razem potraktowano nas uczciwie i rzetelnie. Jednak po pierwszym zachwycie możemy poddać się lekkiej fali zwątpienia. Bo przecież na wierzchu na pewno jest pełno czekolady, ale w środku na sto procent będzie zupełnie inaczej, niż zachęca producent swoją grafiką, przedstawiającą nadgryzione ciastko, gdzie widać nasycenie kawałkami czekolady. Jednak po pierwszym kęsie zapadamy się wygodnie w fotel, przymykamy oczy i mruczymy jak zadowolony kot, bo oto w środku znajdujemy tyle czekolady, ile dusza zapragnie (oraz ile obiecał nam producent). Ciastka nie są drogie jak na ich jakość. A przynajmniej nie były drogie w Polo markecie :)




         Stylizowane na słynne amerykańskie ciastka z czekoladą- naprawdę dają radę. Kiedyś koleżanka przywiozła mi podobne w wykonaniu ciasteczka z Belgii, która słynie ze swoich wyrobów czekoladowych i muszę przyznać, że nasze polskie nie tylko nie pozostają w tyle, ale im dorównują. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że producent nie zechce zmienić ich składu, lub podnieść ceny. Bo nawet biedniejsi zasługują na porządne ciastka z prawdziwej czekolady, tak, by nie musieli ciągle częstować gości „delicjami” z Tesco, po których „czekolada” przykleja się do ust, a galaretka jest tak słodka, jakby była zrobiona z samego cukru. Zatem moi drodzy lećcie do sklepu po nowość Wedla i … Bon apetit!

wtorek, 25 czerwca 2013

Gorzkie czekolady: Alpen Gold kontra Goplana


         Na początek muszę się przyznać do dwóch rzeczy. Po pierwsze- jestem uzależniona od słodyczy. Moi znajomi śmieją się ze mnie, że jeśli chodzi o słodycze, to jestem w tej dziedzinie ekspertem. Właśnie dlatego powstał ten blog. Aby moja skłonność do słodkości nie poszła na marne.

         Po drugie- staram się z tym walczyć. Właściwie to jestem na odwyku. Dlatego też nie wiem, jaka przyszłość spotka ten blog. Jako osoba na terapii, staram się unikać słodyczy, aby znowu nie wpaść w nawyk codziennego spożywania zbyt dużej ilości cukru. Jednak gdy zobaczę coś nowego na rynku, ciężko mi przejść obojętnie i mam chęć spróbować tej nowości. Zatem, aby utrzymać zdrową równowagę między ciekawością a próbą zwalczenia uzależnienia, będę tu rzadko publikować posty. Jeśli będę robić to częściej, będzie to oznaczało, że moja walka z samą sobą nie daje najlepszych rezultatów.

       Gdy jest się na terapii antysłodyczowej, najgorszym wrogiem jest głód psychiczny. To takie podstępne zjawisko, które pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Kiedy dręczy nuda lub monotonia; kiedy zjadają nas nerwy czy stres; kiedy tak naprawdę nie jesteśmy głodni, a mimo to czujemy nieprzepartą chęć, aby połamać tabliczkę czekolady lub usłyszeć szelest otwieranej paczki ciastek. Ja znalazłam pewien sposób na mój głód psychiczny. Są to płatki z mlekiem. Smakują bardzo dobrze i do tego zagłuszają wszelki głód, ponieważ czuję się wtedy przejedzona i nie mam już nawet miejsca w brzuchu na kostkę czekolady. Niestety ten sposób trudno przeprowadzić w pracy, zwłaszcza, gdy pracuje się z klientami. Zatem moim kolejnym sposobem na głód psychiczny jest butelka z wodą niegazowaną. I największą rolę gra tu sama butelka, mniejszą woda. Lubię cukier, lubię więc soki, woda ma dla mnie małą wartość smakową, więc nie lubię jej pić. Jednak tylko wodę mogę pić do woli, nie obawiając się o żadne skutki uboczne. Zatem to właśnie ona znajduje się w mojej butelce odwykowej. Nie przelewam sobie wody do szklanki z tej prostej przyczyny, że picie ze szklanki nie daje takiej frajdy i nie zajmuje myśli i rąk, jak upijanie jej z butelki. Dość szybko zauważyłam, że kiedy muszę ciągle odkręcać butelkę, aby napić się wody, staję się spokojniejsza, bardziej opanowana i przede wszystkim mam co robić. Mam czym zająć ręce, więc nie sięgam co chwilę po coś do jedzenia.

        A kiedy już wszystko zawiedzie, mam swojego asa w rękawie- gorzką czekoladę. I tu znowu czas na wyznanie. Nie lubię gorzkiej czekolady. Nie jest ona tak słodka i pyszna, jak powinna być czekolada. Ale mój mąż zawsze powtarzał: „Jeśli już koniecznie musisz zjeść cos słodkiego, zjedz gorzką czekoladę”. W końcu się przemogłam i teraz zawsze mam w biurku mój sposób na napad głodu psychicznego. Oczywiście staram się nie jeść więcej jak 3 kostki dziennie. Na razie nie potrafię nie jeść jej codziennie, ale i tak jakiś postęp jest.

 
        Zatem tematem dzisiejszego postu będą właśnie gorzkie czekolady. Pod lupę wzięłam czekoladę firm: Alpen Gold i Goplany. Obie czekolady oceniam wysoko pod względem walorów smakowych. Jednak jeśli bardzo Wam zależy na zdrowiu, figurze i pracy nad sobą, radzę wybrać tą, która jest bardziej gorzka. Nie wybierajcie żadnych dodatków, nawet skórki pomarańczowej, ponieważ czekolady z dodatkami są zawsze bardziej słodkie, nawet jeśli mają wysoką zawartość kakao. Z dwóch rozpatrywanych przeze mnie czekolad to Goplana jest tą bardziej gorzką. Zawartość kakao to 60%, podczas gdy zawartość masy kakaowej w Alpen Gold to 46 %. Nawet nie czytając składu łatwo wyczuć w smaku, która jest bardziej gorzka. Oczywiście możemy kupić także Alpen Gold ekstra gorzką, z zawartością kakao 65%, ale wydaje mi się, że zawartość masy kakaowej na tym poziomie nie podnosi jej jeszcze do rangi ekstra gorzkiej.


         Atutem Goplany jest także jej niższa cena. Oczywiście sklepy dyktują własne ceny produktów, jednak w każdym sklepie Goplana jest tańsza. W Biedronce i ostatnio również w sieci sklepów Tesco, można ją kupić za jedyne 2,29 zł, podczas gdy Alpen Gold waha się w okolicach 3 zł, a nawet tę granicę przekraczając. Ja swoją dzisiejszą Alpen Gold zakupiłam w Polo w promocji, za jedyne 1,99 zł. I tylko dlatego ją wybrałam, że skusiła mnie niższa cena. Kupując czekolady dość często, muszę zwracać uwagę na cenę, ponieważ mój budżet domowy nie jest zbyt duży. Zatem każda oszczędność jest na wagę złota. Gdyby nie promocja, mój wybór padłby na pewno na Goplanę, ze względu na to, że gdy chcę zjeść gorzką czekoladę, to chcę, aby naprawdę była gorzka.

         Jeszcze słówko o gorzkich czekoladach w ogólności. Jeśli zależy Wam na dobrym i wysokowartościowym produkcie, nie kupujcie tanich odpowiedników. Np. marka Ryelands, która produkuje tańsze słodycze, robi naprawdę dobre produkty za niską cenę, jednak ich gorzkie czekolady są zbyt słodkie, aby naprawdę można je było nazywać gorzkimi. Czasami więc lepiej zainwestować trochę więcej pieniędzy na coś, co spełni Wasze oczekiwania.

        Dla tych zaś, którzy lubią łączenia smaków i do końca nie chcą rezygnować z wysokiej zawartości cukru w czekoladzie, polecam gorzką czekoladę z wiśniami lub malinami, również marki Alpen Gold. Są to wyśmienite czekolady, łączące w sobie idealnie dwie nuty: słodką i gorzką. Kiedy mam ochotę sobie zaszaleć, zazwyczaj wybieram jedną z nich. Może smak maliny i wiśni nie jest aż tak bardzo wyczuwalny i łatwy w odróżnieniu, ale i tak całość oceniam bardzo wysoko. Obie czekolady są już jakiś czas dostępne na rynku, więc dość łatwo je znaleźć w sklepach, zwłaszcza gdy szukamy słodkości w centrach handlowych.


          Natomiast jeśli w ogóle nam nie zależy na figurze lub do woli możemy jeść słodycze, bez obaw o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, polecam czekoladę Mleczną Oryginalną, formy Goplana. Jej smak jest wyjątkowy, niby mleczny, a z ledwie wyczuwalną nutą orzechową. Tak przynajmniej podpowiadają mi kubki smakowe. Gdy jem tę czekoladę, wręcz się rozpływam i potrafię zjeść od razu całą tabliczkę. Jest to czekolada słodka, jednak nie przesłodzona. Kto więc jej jeszcze nie kosztował, serdecznie polecam.

 



          Zapraszam wszystkich serdecznie na kolejny post, tym razem o ciastkach firmy Wedel, o przyjemnej nazwie: „Amerykanki” i jeszcze przyjemniejszym smaku.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Początek czegoś nowego

Kocham słodycze. Lubię próbować nowych smaków pojawiających sie na rynku. Postanowiłam testować je dla Was. Co z tego wyjdzie? Nie wiem. Ale jest to początek czegoś nowego w moim życiu :)