wtorek, 23 lipca 2013

Rurki z nadzieniem Tasso

 Czy to możliwe, aby w Biedronce można było kupić coś tak dobrego, że wygrywa to z innymi tego typu słodyczami? Sama się zdziwiłam, że mogę z całego serca potwierdzić tę prawdę. Nic nie pobije rurek waflowych z nadzieniem czekoladowym o nazwie Tasso. Produkuje je firma ZPC Flis spółka jawna. Ogólnie nie ufam za bardzo jakości produktów, które można kupić w sieci Biedronka, jednak jeśli chodzi o słodycze, mają tam całkiem dobry asortyment. Jednak rurki Tasso to coś niesamowitego i nie do podrobienia. Próbowałam już różnych rurek z nadzieniem, tych z Intermarche i tych z Polo. Ale tylko w jednych się zakochałam. Właśnie w tych, które widzicie poniżej na zdjęciu.


 Są bardzo kruche i delikatne w smaku,  nadzienie zaś jest tak czekoladowe, że aż chce się je wyssać ze środka. Nadzienie pod wpływem ciepła robi się jeszcze delikatniejsze, więc można je spożywać nawet najgorętszym latem. Ja uwielbiam zabierać je ze sobą na wycieczki rowerowe i pikniki. A kiedy otwieram opakowanie, nie potrafię zatrzymać się na kilku rurkach i jak wygłodniały wilk pożeram od razu zawartość całego opakowania.



Nie polecam ich nikomu o słabych nerwach i tym, którzy leczą się aktualnie z uzależnienia od słodyczy. Jedna rurka bowiem wystarczy, aby ponownie osiąść na mieliźnie uzależnienia. Jednak dla tych, którzy nie obawiają się żadnego niebezpieczeństwa, ten wyrób będzie idealny. Kuszący smakiem i wyglądem, dopasowuje się do każdej imprezy. Na deser z ukochanym także się nadaje, a na samotne wieczory z książką najlepsze będą pyszne czekoladowe rurki waflowe :)



czwartek, 4 lipca 2013

Amerykanki firmy Wedel

       Dziś przedstawię Wam ciastka, w których się zakochałam od pierwszego wejrzenia. Są to „amerykanki” firmy Wedel. Mogą się kojarzyć wyglądem z „pieguskami”, ale to znacznie inny wymiar, wyższy. Ciasteczka Wedla są tak kruche, że same rozpływają się w ustach i łamią już podczas gryzienia. Są naszpikowane kawałkami gorzkiej czekolady, oczywiście firmy Wedel. Jest ich tak dużo, że aż odpadają od ciastka i zawsze zostanie kilka kawałków czekolady w opakowaniu, gdy wybierzemy już wszystkie ciasteczka. A gwarantuję, że jak tylko otworzycie opakowanie, nie będziecie w stanie odłożyć ciastek „na później” i schrupiecie je co do jednego. „Amerykanki”  omal nie zagroziły mojej silnej woli odchudzania się i rzucenia słodyczowego interesu w diabły. Kupiłam jedno opakowanie na próbę, bo zawsze interesują mnie nowe smaki, dodatkowo skusiła mnie promocyjna cena: 3,33 zł w Polo markecie (jak się okazuje, chyba nie do końca była to promocja, gdyż jak podaje serwis http://news.pl, cena tych ciastek wynosi ok. 2,75 zł!). Jednak tym sposobem dałam się złapać w sieć uzależnienia, ponieważ musiałam potem codziennie wracać do sklepu po następne opakowania. Jadłam je rano, po pracy i wieczorem, na dobry sen. Potem ich cena zmalała do 2,45 zł za opakowanie (125 g), a to już całkowicie podbiło moje serce. Wreszcie ciastka zniknęły z Polo i moja dusza była uratowana. Ale wiem, że jak tylko znów się pojawią, moja wymarzona figura będzie znowu zagrożona.




       Tak mi te ciastka zasmakowały, że nie byłam już w stanie dzielić się nimi sprawiedliwie z mężem. I tak ja zjadałam 6 ciastek, a 3 zostawiałam mężowi. Raz kupiłam dwa opakowania, zjadłam większość ciastek z jednego i trzy tradycyjnie zostawiłam mężowi. On zaś zjadł swój „przydział”, po czym otworzył kolejne opakowanie i zostawił mi z niego 3 ciastka ;)



         Mamy do wyboru dwa rodzaje tych przepysznych kruchych ciasteczek: klasyczne i czekoladowe. Jako największa fanka czekolady na świecie oczywiście rzuciłam się najpierw na czekoladowe. Przy każdym kęsie wydawałam z siebie odgłosy typu: „mmmmmm”, albo okrzyki: „jakie dobre!”. Wydawało mi się, że tylko czekoladowe będę kupować i zjadać z takim smakiem, jednak pewnego dnia skusiłam się na te drugie, zwykłe- jak je oceniałam. Okazało się, że były tak samo pyszne, jak te pierwsze i niemal tak samo czekoladowe, a to ze względu na dużą ilość kawałków czekolady. I mimo, że jest to gorzka czekolada, to ciasteczka są słodkie i rozpływają się w ustach.



         Często jest tak, że opakowanie produktu żywnościowego zawiera przesłodzony obraz tego, co znajduje się w środku. A więc zupka w paczce ma pełno dorodnych dodatków namalowanych na opakowaniu, a gdy otwieramy ją, w środku znajdujemy proszek i kilka drobinek suszonych, „dorodnych”, bliżej nie określonych składników. A gdy już ją zaparzymy, okazuje się, że to były trzy grzybki, bo kupiliśmy zupę grzybową, choć jej smak mówi nam zupełnie co innego, tylko nie jesteśmy w stanie sprecyzować- co. Wedel nas jednak nie oszukuje. Tak jak na zdjęciu widzimy mnóstwo kawałków czekolady wtopionych w ciasteczko, tak po otwarciu opakowania przekonujemy się, że tym razem potraktowano nas uczciwie i rzetelnie. Jednak po pierwszym zachwycie możemy poddać się lekkiej fali zwątpienia. Bo przecież na wierzchu na pewno jest pełno czekolady, ale w środku na sto procent będzie zupełnie inaczej, niż zachęca producent swoją grafiką, przedstawiającą nadgryzione ciastko, gdzie widać nasycenie kawałkami czekolady. Jednak po pierwszym kęsie zapadamy się wygodnie w fotel, przymykamy oczy i mruczymy jak zadowolony kot, bo oto w środku znajdujemy tyle czekolady, ile dusza zapragnie (oraz ile obiecał nam producent). Ciastka nie są drogie jak na ich jakość. A przynajmniej nie były drogie w Polo markecie :)




         Stylizowane na słynne amerykańskie ciastka z czekoladą- naprawdę dają radę. Kiedyś koleżanka przywiozła mi podobne w wykonaniu ciasteczka z Belgii, która słynie ze swoich wyrobów czekoladowych i muszę przyznać, że nasze polskie nie tylko nie pozostają w tyle, ale im dorównują. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że producent nie zechce zmienić ich składu, lub podnieść ceny. Bo nawet biedniejsi zasługują na porządne ciastka z prawdziwej czekolady, tak, by nie musieli ciągle częstować gości „delicjami” z Tesco, po których „czekolada” przykleja się do ust, a galaretka jest tak słodka, jakby była zrobiona z samego cukru. Zatem moi drodzy lećcie do sklepu po nowość Wedla i … Bon apetit!